piątek, 28 marca 2014

Rozdział 2 - Tragedia

Wstałam wcześnie rano jakoś o 6:15 chociaż była sobota. Po otwarciu oczu spojrzałam na telefon ale nie było żadnej wiadomości od Nathana. A ja głupia myślałam że mnie przeprosi i że żałuje że tak się zachował. Wstałam z łózka pościeliłam je i ubrałam się w te same ciuchy w których miałam iść na randkę. Po ubraniu się poszłam do łazienki umyłam zęby, twarz i uczesałam włosy w niezdarnego koka. Po wyjściu z łazienki postanowiłam pójść do kuchni zrobić sobie śniadanie i coś do picia. W kuchni siedziała mama z daleka wyglądała na smutną. Podeszłam więc bliżej niej aby się dowiedzieć co się stało. Może to przeze mnie ? Przez moje wczorajsze zachowanie? Zadawałam sobie sama pytania w głowie.
-Victoria usiądź musimy porozmawiać...
Powiedziała mama to takim głosem że od razu wiedziałam że tu nie chodzi o wczoraj tylko o coś poważniejszego. Usiadłam więc obok niej.
- Co się stało mamo?
- Victoria Twój tata....
- Co z tatą ?! Coś mu się stało ?! 
- Ojciec nie żyje...w nocy gdy wracał do nas ktoś prosto w jego auto wjechał i zepchnął je z urwiska...
Te słowa zmroziły mi krew w żyłach nie mogłam uwierzyć że Mój ojciec nie żyje. 
- Będziemy musiały wyjechać bo grozi nam niebezpieczeństwo.
- Co? Jak niebezpieczeństwo?! Kiedy ?! Dlaczego?!
- Victoria  uspokój się. Jutro wyjeżdżamy. A reszty dowiesz się na miejscu. Idź się pakuj.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie o tej porze przecież jest dopiero 7:20.
- Nie wiem, ale pójdę otworze.
Wstałam z krzesła i ruszyłam do drzwi frontowych. Otworzyłam je. Za drzwiami zobaczyłam Nathana który w ręku trzymał dużego miśka i bukiet czerwonych róż. Zdziwiłam się na jego widok i nie kryłam złości do niego.
- Nathan co ty tu robisz?
- Victoria ja przyszedłem Cię przeprosić. Wczoraj trochę Mnie poniosło. 
Nie wierzyłam własnym uszom w to co słyszę "poniosło mnie" nie wytrzymałam nerwowo.
- Co kurwa ?! Poniosło Cię?! To teraz i Mnie poniesie. Wypierdalaj z mojego życia raz na zawszę jesteś zwykłym kretynem i nie zasługujesz na moją miłość!
 Jak wykrzyczałam mu te słowa prosto w twarz ulżyło mi od razu. A On stał jak wryty. 
- Viki ale ja Ciebie kocham!. Wybacz Mi proszę. 
- Też Cie kocham..kochałam ale to i tak nie ma już najmniejszego sensu. Ja jutro wyjeżdżam.! 
Natt stał jak kołek w pierwszej chwili myślałam że go to nie obeszło ale po chwili przekonałam się jaka była jego reakcja naprawdę. Przeraziłam się. Nigdy go takiego nie widziałam. 
- Kocham Cię! I tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz ! Słyszysz nie zostawisz Mnie czy będziesz tu czy gdziekolwiek i tak będziesz ze mną! Będziesz Moja!
Nathan był wściekły wykrzyczał Mi to wszystko w twarz i pobiegł w stronę wyjścia z klatki. Ja zamknęłam za nim drzwi i poszłam do swojego pokoju. Tam wyciągnęłam walizkę z pod łózka i zaczęłam się pakować na jutrzejszą przeprowadzkę. Dość długo trwało te moje pakowanie może i dlatego że większość czasu poświęciłam na płacz. Była jakoś 17:00 gdy do pokoju weszła mama i powiedziała że wychodzi do banku po pieniądze abyśmy miały na życie w nowym mieście. Gdy wyszła ja skończyłam się pakować i poszłam do łazienki aby się wykąpać. Wyszłam z wanny ok 19:00. I przebrałam się w piżamę. Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju rozścielić sobie łóżko. Nie mogłam uwierzyć że to co robię dzisiaj w moim domu robię to po raz ostatni. Położyłam się do łóżka. Zaczęłam rozmyślać o wszystkim co zdarzyło się przez ostatnie dwa dni. Zasnęłam dość szybko pewnie to zasługa łez które wylewałam przed snem. 
O 4:45 zadzwonił budzik. Wstałam i ubrałam się w ciuchy które zeszłego wieczoru sobie przygotowałam. Poszłam do łazienki aby się odświeżyć i uczesać włosy. Po jakiś 20minutach wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Wzrokiem szukałam mamy która powinna się już szykować do odjazdu ale nigdzie jej nie widziałam. Zobaczyłam tylko kartkę wiszącą na lodówce podeszłam wiec do niej aby ją ściągnąć i przeczytać. Zaczęłam więc czytać : ,, Vikuś ja już wyjechałam do Paryża nie miałam czasu Cie rano obudzić i Ci to wszystko wyjaśnić na stole masz bilet do Stanford w jedną stronę. Tam będziesz bezpieczna. O 5:15 będzie czekać na Ciebie auto które zawiezie Cie na lotnisko. Uważaj na Siebie. Mama" Po przeczytaniu tego nie wierzyłam w to co mama napisała. Zaczęłam  się zastanawiać czy kiedykolwiek mnie ona kochała?. Spojrzałam na telefon była już 5:15 więc wzięłam walizkę i wyszłam z mieszkania. Przed klatką czekała na mnie czarne auto wiec podeszłam do niego. Z auta wysiadł mężczyzna ubrany na czarno spojrzał na Mnie i kazał Mi również wsiąść do auta. Weszłam więc i z piskiem opon ruszyliśmy w stronę lotniska. Po 40 minutach byliśmy już na miejscu. Mężczyzna odprowadził mnie do odprawy bagażowej.
- W Stanford na lotnisku będzie czekał na Ciebie nasz najlepszy człowiek J. On się Tobą zajmie. Trzymaj się Jego a nic Ci nie będzie groziło. 
Mężczyzna kończąc zdanie od razu odwrócił się ku wyjścia z lotniska i ruszył przed siebie. Ja chwile później weszłam do samolotu usiadłam wygodnie i zaczęłam rozmyślać kto to jest ten cały "J" Ale długo się nad tym nie zastanawiałam bo postanowiłam się zdrzemnąć. 

1 komentarz: